sobota, 2 października 2010

Energia Raduni

Spływy na „wielkiej wodzie” Starorzeczem Raduni - kiedy to się zaczęło?

Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w Kolbudach odbyło się kilka imprez-spływów pod nazwą „Jesienne Spotkania Kajakowe”. Ci z Was, którzy już wtedy czynnie uprawiali kajakarstwo zapewne pamiętają, że była to impreza na tamte czasy wyjątkowa.
Wyjątkowość wynikała z trasy spływu. Starorzecze Raduni, zwykle pozbawione wody i niedostępne dla kajaków, podczas „Jesiennych Spotkań Kajakowych” wypełniało się po brzegi wodą skierowaną tam poprzez jazz w Kolbudach. Dla ówczesnego sprzętu pływającego było to prawdziwe wyzwanie. Pływało się przecież wtedy prawie wyłącznie na kajakach laminatowych. W zdecydowanej większości turystycznych i dwuosobowych, z otwartym kokpitem, bez fartucha (o polietylenach, co prawda już słyszeliśmy, ale nikt z naszego środowiska jeszcze na nich nie pływał). W efekcie, co najmniej połowa kajaków wracała z trasy poważnie zdemolowana. Dużym kłopotem dla organizatorów było zbieranie z trasy – oczywiście po zamknięciu wody - zatopionych kajaków, które ugrzęzły gdzieś wśród zwalonych do koryta rzeki drzew.
Co wspólnego mają Jesienne Spotkania z Mistrzostwami Instruktorów? Otóż trasę i sposób zasilania jej w wodę.
„Jesienne Spotkania Kajakowe” przeszły do historii. Odeszli ludzie, zniknęła baza i zaplecze sprzętowe. Stare koryto rzeki pozostało, ale brakowało w nim wody, a dokładniej mówiąc możliwości otwarcia jazu w Kolbudach. Dlaczego? Otóż Radunia jest jedną z bardziej pracowitych rzek na Pomorzu. Elektrownie wodne wykorzystują gromadzoną w zbiornikach zaporowych wodę do napędu swoich turbin. Nieproduktywne skierowanie wody na Starorzecze Raduni po prostu kosztuje. Ot i cała tajemnica.
Jednak idea spływów Starorzeczem Raduni cały czas żyła, cały czas trwała w naszej pamięci frajda, jaką mieliśmy podczas pływania zwałkową rzeką na dużej wodzie. Pływało się tam, co prawda w czasie wiosennych roztopów, gdy Reknica - dopływ Raduni zasilający Starorzecze - niosła tyle wody, że spływ stawał się możliwy. Nigdy jednak to nie było „to coś”, co wyróżniało szlak Starorzecza Raduni podczas „Jesiennych Spotkań Kajakowych” w Kolbudach.
Przełom nastąpił zupełnie niespodziewanie. Otóż na mapie kajakowego światka pojawił się Parafialny Klub Kajakowy „Radunia” w Straszynie. Miejscowości, w której od zawsze mieszczą się biura instytucji zarządzającej elektrowniami wodnymi na Raduni. I okazało się, że sąsiadujący ze sobą, kajakarze i energetycy, potrafili się dogadać a to, co wydawało się przez lata niemożliwe stało się faktem.
W 2007 zaczynaliśmy kameralnie - tylko w wyselekcjonowanym gronie i bardzo nieśmiało z wodą. Pamiętając wydarzenia sprzed lat, na Starorzecze skierowano zaledwie 3 m sześcienne wody na sekundę. Okazało się jednak, że teraz przy innym sprzęcie pływającym, a także przy innych umiejętnościach uczestników nie jest to coś, co zwala z nóg. Zdecydowano, że następnym razem można pozwolić sobie na dużo więcej wody. Toteż w roku 2008 na rzekę popłynęło 8 m sześciennych na sekundę. A to z kolei było za dużo. Paradoksalnie spływ na Starorzeczu stał się łatwiejszy, ponieważ większość zwalonych do koryta drzew została przykryta wodą. Co prawda problemem stało się przepłynięcie sztucznego progu w Bielkówku - tam gdzie odbywa się slalom - za którym powstał silnie trzymający odwój. Ale przecież mamy profesjonalną grupę ratowników. Siatki, liny, rzutki a nawet pies ratownik - i po kłopocie. Wydaje się, że wydatek rzędu 6 - 7 metrów sześciennych na sekundę jest najbardziej optymalny dla potrzeb Mistrzostw Instruktorów.
Sukces ma wielu ojców i to wcale niekoniecznie dlatego, że wszyscy nadstawiają piersi do odznaczeń, lecz z zupełnie innej przyczyny. Każda impreza kajakowa to efekt współpracy wielu osób, których działania zawsze w jakimś stopniu decydują o charakterze przedsięwzięcia. Kogo więc nazwać ojcem Mistrzostw Polski Instruktorów Kajakarstwa?
Nie budzi żadnych wątpliwości fakt, że pomysłodawcą wykorzystania Starorzecza Raduni dla potrzeb szczególnej imprezy kajakowej był Tadeusz Błocki - niezapomniany „Wujek Mrówka” - którego losy splotły się na trwałe z Żabim Krukiem, a w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, z GOSiR w Kolbudach. Drugie istotne dla obecnego Starorzecza Raduni wydarzenie to reaktywacja imprezy po latach niebytu. Nie da się tutaj pominąć roli ks. Wojciecha Lange jako siły napędowej Parafialnego Klubu Kajakowego ze Straszyna. Wreszcie same Mistrzostwa Instruktorów - tutaj też da się zidentyfikować twórcę idei - to Krzysztof Książek prezes PZKaj, który ot tak sobie, w luźnej rozmowie rzucił pomysł.
Jednakże od pomysłu do dzieła droga daleka, więc mówiąc o „ojcach imprezy” trzeba pamiętać także o realizatorach. Na szczęście tutaj też nie powinno być nieporozumień. Wystarczy porównać nazwiska przewijające się w komitetach organizacyjnych Jesiennych Spotkań Kajakowych i obecnych Mistrzostw Polski Instruktorów Kajakarstwa.

materiał ze strony: www.energiaraduni.org.pl

 fot. Jacek Gulczewski


 fot. Jacek Gulczewski

 fot. Jacek Gulczewski



 fot. Jacek Gulczewski



 fot. Jacek Gulczewski



 fot. Jacek Gulczewski



 fot. Jacek Gulczewski



 fot. Jacek Gulczewski



 fot. Jacek Gulczewski



 fot. Jacek Gulczewski



 fot. Jacek Gulczewski



 fot. Jacek Gulczewski




 fot. Jacek Gulczewski



 fot. Jacek Gulczewski





 fot. Jacek Gulczewski

 fot. Jacek Gulczewski
 fot. Marek Czorniej



fot. Marek Czorniej



fot. Marek Czorniej



fot. Marek Czorniej



fot. Marek Czorniej



fot. Marek Czorniej



fot. Marek Czorniej



fot. Marek Czorniej

fot. Marek Czorniej




fot. Marek Czorniej



fot. Marek Czorniej



fot. Marek Czorniej



fot. Marek Czorniej



fot. Marek Czorniej

niedziela, 1 sierpnia 2010

Plener w Rodowie lipiec 2010

W lipcu po raz kolejny fotografowie z Gdańskiego Towarzystwa Fotograficznego spotkali się na plenerze fotograficznym w Rodowie. Przy ponad czterdziesto stopniowym upale, powstała dokomentacja fotograficzna Pałacu Finkenstein'ów w Kamieńcu Suskim. Niestety to magiczne miejsce ze względu na rozmiar zniszczeń i erozji, nigdy nie zostanie odbudowane. Zadanie było mocno uciążliwe, ponieważ panował straszny upał i dokuczały wszędobylskie insekty. Piszący te słowa doznał poparzeń nóg przez zabójczy chwast zwany "Barszcz Sosnowskiego". Skończyło się nagłą ewakuacją z Rodowa do Gdańska do lekarza i 10-cio dniową kuracją antybiotykową i smarowaniem różnymi miksturami.

Ale jak widać żyję i zanosi się na to że jakiś czas tak jeszcze pozostanie.


fot. Jacek Gulczewski


fot. Sławek Fiebig


fot. Sławek Fiebig










Kościół Polski, to tu eksponowana jest wystawa GTF-u




fot. Jacek Gulczewski


Przez chwasty wysokości człowieka, musieliśmy się przedzierać do ruin pałacu. Odczuwalna temperatura powietrza ok. 40st.

Każdy kolejny kościół to odpoczynek. Wewnątrz było dużo chłodniej.







fot. Jacek Gulczewski


fot. Jacek Gulczewski




fot. Adam Fleks






Ruiny Pałacu Finckenstein'ów







fot. Sławek Fiebig


Fot. Aleksandra Cuzek


Fot. Aleksandra Cuzek



Fot. Aleksandra Cuzek

Fot. Aleksandra Cuzek

Fot. Aleksandra Cuzek


Fot. Aleksandra Cuzek

Fot. Aleksandra Cuzek



Trochę informacji o Pałacu Fincenstein'ów:

Rodzina Finck-Finkenstein to wielki magnacki ród, do którego należały rozliczne zamki, dwory i dworki wiejskie w różnych miejscowościach. Na swoją rezydencję wybrał Habersdorf, którego nazwa została zmieniona na Finckenstein na życzenie przez króla Prus Fryderyka Wilhelma I.

Budowa pałacu zakończyła się w 1720 roku. Bardzo szybko, z powodu przepychu, ogromu i parku, przepięknych francuskich ogrodów, przylgnęła nazwa wschodniopruskiego Wersalu. Posiadał dwa skrzydła boczne, z którego jedno urządzone było specjalnie dla króla i jego świty.

Jak przystało na wielką rezydencję takiego rodu były ogromne dębowe schody, sala paradna, wielki holl, fantazyjne zbudowanymi piecami wykładanymi porcelana miśnieńską i kominkami, sala chińska z podłogą wykonaną z czarno–białych włoskich marmurów, o ścianach wykładanych jedwabiem.

Taki przepych przyciągał wielu prestiżowych gości. Bawił tutaj król Prus Fryderyk Wilhelm I. W 1807 od 1 kwietnia do 6 czerwca miał tu swą kwaterę i rządził stąd cesarstwem Napoleon Bonaparte spędzając wspólnie ten czas z kochanką Marią Łączyńską-Walewską, zaś w czasie II wojny światowej gościł tu Adolf Hitler i Marlena Dietrich.

W 1939 w oryginalnych salach napoleońskich nakręcono sceny filmu o Marii Walewskiej z Gretą Garbo w roli tytułowej.

Niestety w 1945 r. po zajęciu tych terenów przez zwycięską armię radziecką pałac został splądrowany i spalony. Później utworzono tu PGR, a obecnie to Gospodarstwo Rolne Kamieniec.

fot. zasoby internetowe